środa, 20 maja 2015

o tym jak zostałam PACEMAKERKĄ

W zasadzie, to chyba przypadkiem, jak wiele rzeczy w życiu.
Znam się z Michałem....mam poczucie, że znamy się od zawsze :)
Chyba biegowe znajomości SĄ INNE.....

W ubiegłym roku, jadąc na Rzeźnika, wystawiłam przejazd na bla bla car. Cóż się okazało. Wiozłam fotografa, który robił zdjęcia Rzeźnikom - dwóm Bartkom i mi :), wiozłam Polaka, który mieszka w Danii i przyjechał na Rzeźnika i miał biec w parze z kimś poznanym na forum biegowym (nigdy wcześniej się nie spotkali na żywo) oraz Rzeźnika, który nie miał pary i trochę w ciemno jechał z nadzieją, że znajdzie parę.  I Ta JEGO PARA - w tym roku biegnie ze mną!!!! Jak o tym myślę, to sama nie mogę uwierzyć.
Te znajomości trwają do dziś, i nasiąknięte są emocjami, jakich nie ma człowiek gdy poznaje nowe osoby np. w pracy. Dziś mogę te znajomości określić, że znamy się jak Łyse Konie. Możemy na sobie polegać.
My biegacze jesteśmy inni. Moja podróż do Gdańska na 1 PZU Maraton Gdański była w towarzystwie 4 żołnierzy. Znałam tylko jednego osobiście (przyszły Rzeźnik), reszta to byli jego koledzy. Już wieczorem siedząc obok, bez żadnych ogródek, że znamy się parę godzin, że jestem kobietą itp. słyszę plan na rano: KAWA, BANAN, KUPA. Tylko w tym środowisku można usłyszeć to w takiej formie!

ale miało być nie o tym....

Michał. Biega już trochę. Kiedyś on mnie namawiał na rower i zwiedzanie Osowej Góry....ale ja go chyba na bieganie nie namawiałam....Chyba sam zaczął. Znam kilka takich historii, że ktoś bieganie traktował jak dodatkowy trening do innej dyscypliny...np. do tenisa. Michał wcześniej chodził na siłownię i na squasha.
Truptaliśmy czasem razem po lasach powiatu bydgoskiego w trójkącie OSOWA GÓRA -
ul. KORONOWSKA -SZCZUTKI.
W City Trail na dystansie 5 km  był lepszy!
Ma za sobą już dwa półmaratony. To on powiedział mi o królewskim dystansie w Gdańsku, zapisaliśmy się jeszcze zimą.
Ja zapisałam się dlatego, żeby mieć jakiś cel do treningów, bo jak się ma cel, wtedy łatwiej się zmobilizować. Wówczas nie wiedziałam jeszcze, że dane mi będzie dostąpić zaszczytu zaistnienia na liście startowej Biegu Rzeźnika - edycja 2015.

Jednak skoro już ......to potraktowałam GDAŃSK treningowo. Miałam po prostu biec z Michałem na spokojnie.  Nasz plan był na 4:00 - 4:30.

to teraz o biegu....
po pierwsze - nie zaczynać zbyt szybko, więc biegliśmy w tempie konwersacyjnym. Michał naładowany emocjami gadał i gadał. Zabroniłam mu tracić w ten sposób siły, ucichł.
Trasa przyjemna, płaska, podbiegi tylko takie jak na podjazd na wiadukt. Największy przeciwnik - WIATR. Duża część trasy na otwartej przestrzeni z wiatrem wiejącym w twarz. W dużych powiewach to Michał ustawiał mnie za swoimi plecami by stworzyć mi korytarz powietrzny, by nie tracić tyle sił...

Mówią, że Maraton zaczyna się po 35 kilometrze. Jest w tym sporo prawdy.
Jeśli ktoś biega połówki, może sobie myśleć że Maraton to dwie połówki....ale gdyby tak było....
Michał biegł ze swoim bukłakiem, pił wtedy kiedy chciał a nie kiedy stali wolontariusze z wodopojem. Przygotowany był energetycznie przeze mnie. Żele i inne wspomagacze wypróbował na długim wybieganiu.
Podczas biegu zjadł 3 żele i dwie PowerBomby. Na trasie rozdawane były też banany. Zbawienny smak i wypełniacz gdy podczas biegu łyka się jedynie energetyki w postaci batonów i żeli.

Na biegu Rzeźnika i Chudym Wawrzyńcu najbardziej smakowały mi bułki z serem, jagodzianki, suszone owoce i pomarańcze.
NIGDY NIE JADŁAM LEPSZYCH, NIGDY ICH SMAK NIE WIBROWAŁ MI W MÓZGU.

Pierwszy kryzys przyszedł po 30 kilometrze....Michał takich dystansów nie miał za sobą.
Skurcze w łydkach i bóle. Opadał lekko z sił.
Powstał jednak. DOPÓKI WALCZYSZ - JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ.

Mimo, że sama przez jakiś czas zmagałam się z bólem biodra - jego niemoc potraktowałam jako WYZWANIE.
Pamiętam doskonale, gdy sama biegłam mój pierwszy Maraton w Krakowie. Pamiętam moje kryzysy i odcinki, gdy szłam (niektórzy nie uznają chodu w takich zawodach - maraton trzeba przebiec!)
Wiem, jak ważne było wtedy, to, że był ktoś obok, motywował, namawiał by ruszyć, wymyślał powody (powody jak przy karmieniu niejadka: "za mamusię, za tatusia....") Moje motywatory :Córka! żeby była ze mnie dumna!

Michał miał dość moich przemówień motywatorskich. "Zabiję cię" - też usłyszałam. a potem: "Acha, już nie mogę, nie dam rady, jestem słaby, Jestem Cienias" itp. (Acha - to zdrobnienie mojego imienia).

DAŁ RADĘ !!!!!


Dopóki WALCZYSZ - jesteś Zwycięzcą!


Dla mnie ten bieg był treningiem - biegło mi się super, dał nadzieję na Rzeźnika - że będzie dobrze. ŻE DAM RADĘ.
Ten bieg był też kolejnym dowodem na to, że w mojej duszy jest Pierwiastek POMAGACZA. NADAL.
Dało mi to niesłychaną satysfakcję - że razem daliśmy radę.

Michała łzy szczęścia na mecie były dowodem na to, że spisałam się dobrze.

nasze wspólne zdjęcie na mecie Michał powiesił jako tapetę na laptopie, a Neptun zawisł w honorowym miejscu.

Zostałam PACEMAKERKĄ. to cudowna rola.





niedziela, 3 maja 2015

Chciałabym.....

To, co ważne....


"Chciałabym, żeby ktoś znał mnie w całości, żeby wiedział o mnie wszystko. Że słodzenie zielonej herbaty to dla mnie niewybaczalna zbrodnia, że nie słodzę kawy. Żeby wiedział jak ogrzać moje dłonie. Żeby znał na pamięć układ pieprzyków na mojej skórze. I żeby wiedział po czym mam tę bliznę na ramieniu. Chciałabym, żeby ktoś przestudiował mnie od czubków palców stóp aż po końcówki włosów na głowie. I żeby wiedział jaki smak czekolady to mój ulubiony, chociaż przecież nie mogę jej jeść. Chciałabym, żeby istniał ktoś taki, kto będzie, kiedy będę go potrzebowała. I żeby on też mnie potrzebował. Ale przede wszystkim... Przede wszystkim chciałabym, żeby ten ktoś mnie pokochał, w całości. Razem z tymi wszystkimi pierdołami." Mikołaj Bajorek, "Bard od Siedmiu Boleści"



Ważna jest miłość, ważne jak bardzo jesteśmy WAŻNI dla samych siebie, ważne by był ktoś obok....nawet jeśli ma być na ...chwilę... bo tego nigdy nie wiadomo - na jak długo. Nawet nie wiadomo na jak długo my jesteśmy na tym świecie....




W piątek wzięłam udział w ostatnim pożegnaniu sąsiada, lat 32, w zasadzie całe życie przed nim. Nie dał rady. W domu pełnym ludzi - w obliczu trudności, zostajemy sami.
Tak dobrze go rozumiem. Tak doskonale. Tak ultra. Z empatią do granicy. Współodczuwam. Widzę.
Człowiek w takich momentach zastanawia się co WAŻNE.
Życie jest ważne.

Wstaję rano i cieszę się na nadchodzący dzień, nawet jeśli wiem, że będzie trudny, długi i ciężki.....ale zawsze czekam na elementy dnia które będą miłe, ciekawe, motywujące, podnoszące na duchu, czekam na spotkania z ludźmi, na uśmiech, na radość....