sobota, 21 marca 2015

jak zdobyłam Bieszczady


o tym jak ZDOBYĆ pakiet Rzeźnika....

Bieg Rzeźnika to nie jest bułka z masłem. W zasadzie to hardcore zaczyna się już w momencie zapisów.

zatem od początku.

Wcale nie planowałam togo dokonywać ani nawet nie zamierzałam się zmierzyć z tym dystansem. To było marzenie mojego męża. On chciał przebiec go właśnie ze mną. Mimo, że nie byłam tak wytrenowana jak on, tak doświadczona biegowo jak on, tak zdeterminowana jak on i tak systematyczna w treningach jak on. Wydawało mi się, ze ten bieg jest tylko dla tych co WYMIATAJĄ - to znaczy biegną maraton poniżej 3,30, trenują w górach, maja czas na treningi 4 - 5 razy w tygodniu itp. - słowem urodzeni biegacze. A NIE JA - biegająca rekreacyjnie, dla kondycji wegetarianka.

no to od początku.

Żeby zapisać się na Rzeźnika, trzeba :

1. mieć komputer z NASA - pakiety rozchodzą się w kilkanaście minut i liczy się szybkość procesora, łącza czy czego tam jeszcze żeby się wbić na stronę zapisów.

2. można spróbować wylicytować pakiet na aukcji,

3. jak się nie ma komputera z NASA to można jeszcze liczyć na losowanie, ale tu warunkiem jest SZCZĘŚCIE (jednak kto nie ma szczęścia w MIŁOŚCI...i nie chodzi tu o miłość do biegania),

4. poznałam w tym roku jeszcze jedną drogę zapisów - mój kolega niejaki BARTEK A. wytatuował sobie dziki - logo biegu, pokazał organizatorom podczas ultramaratonu bieszczadzkiego i został natychmiast wpisany na listę startową,

5. jest jeszcze droga pt. A NIECH SIĘ KOMUŚ PRZYDARZY KONTUZJA !!! czyli wskoczenie na miejsce kogoś kto nagle zaniemógł,

Poza tym jeszcze trzeba sporo za tę przyjemność pooglądania Bieszczad w przyspieszonym tempie - zapłacić. Znaleźć dogodne miejsce noclegowe i wstać rano na 3.30 na start.

Reszta to już z górki.....no czasem pod górkę.

O przygotowaniach do Rzeźnika to może przy innej okazji....

A jak już tam dojechaliśmy...

przygoda nr 1 - owce przechadzające się po drodze, tam drogi nie są tylko dla aut :)
przygoda nr 2 - podjazd pod schronisko - dla przeciętnego kierowcy może skończyć się spaleniem sprzęgła. DOŚĆ STROMO !!! Zatem zostawiliśmy auto w połowie podjazdu pod Schronisko pod Smolnikiem http://www.smolnik.info.pl/ i po ustawieniu auta w poprzek - udaliśmy się w pieszą wędrówkę z walizkami na górę.
Schronisko jak z innej bajki - konie, psy, fantastyczni włodarze, wspaniałe jedzenie i atmosfera domu. Nawet wstali rano żeby nam pokibicować na trasie. Dokarmiali makaronem i innymi węglowodanami. Główny zarządzający schroniskiem chodzi po polu na bosaka, na koniu jeździ na oklep i jest specyficzną odmianą wegetarianina - ma zasadę, że to co sam złowi i upoluje to może zjeść i nie przestaje być wegetarianinem. Skoro jest tyle odmian wegetarianizmu... to czemu nie taka. Moja córka też postanowiła kiedyś że będzie wegetarianką ale będzie jadła parówki ! (nie wypowiem się na temat zawartości mięsa w parówkach).

Podsumowując - schronisko pierwsza klasa - polecam.

Może przy tej okazji dam kilka wskazówek. Nie należy tam jechać na jedną noc. Na maraton to można jechać dzień przed startem. Na Bieg Rzeźnika  nie polecam. JA, człowiek z nizin...pojechałam tam upajać się tym bieszczadzkim światem na kilka dni przed startem. Aklimatyzacja. odpoczynek po podróży - to też elementy przygotowania do startu.

Więc jak już się poupajałam się widokami to Pobiegłam. Start 3.30. Ciemna noc. delikatnie w górę. po asfalcie. potem.... to już tylko .... DOBIEC !

Nasz plan był bardzo prosty - zmieścić się w limicie czasu. 16 h

Udało się.

jak to się udało?

1. trening
2. głowa
3. emocje
4. wiara.

ale o tym ...to już w kolejnym wpisie....bo to historia długa....wielowątkowa.....i obrazkowa.

XI Bieg Rzeźnika – InterRisk dla aktywnych -
Bieszczady, 20 czerwca 2014
WYNIKI OFICJALNE
widok na podwróko 

drzwi wejściowe do Schroniska

meta

widoki


barany

zwłoki na mecie - to znaczy ja zwłoki a Marcin Rosłoń - już dawno dobiegł i doszedł do siebie.
________________________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz