wtorek, 22 grudnia 2015

PRZESŁANIE NA ŚWIĘTA - JA WAS KOCHAM

Widzicie tych ludzi za mną? Spieszą się do pracy i nie zwracają na nic uwagi. Czasami jesteśmy tak zajęci codziennymi sprawami, że zapominamy wziąć chwilę oddechu na to, aby cieszyć się pięknem życia. To tak, jakbyśmy byli jakimiś zombie!

Podnieście wzrok i ściągnijcie słuchawki z uszu! Powiedzcie "dzień dobry" i przytulcie kogoś, kto cierpi. Pomóżcie komuś. Musicie żyć każdym dniem tak, jakby bym tym ostatnim.

Ludzie nie wiedzą, że kilka lat temu przechodziłem depresję. Osobą, która powstrzymywała mnie z dala od szczęścia byłem ja sam! Każdy dzień jest cenny, więc traktujmy go właśnie w ten sposób. Jutro wcale nie jest gwarantowane, więc żyjcie dziś! Mam nadzieję, że podzielicie się tą wiadomością aby propagować miłość w te święta.

Źródło: Unofficial: Keanu Reeves Online


Musiałam się tym podzielić.
Nadchodzą święta. Dla większości ludzi to szczególny czas.... bo są wyjątkowe. Rodzinne.
Dla mnie pierwsze święta w pełnej świadomości - samotne. Oczywiście spędzę je z rodziną - mamą i innymi członkami rodziny - a nawet członkami rodziny biegowej.

Najważniejsze przesłanie na te święta :

                                           Nieście Miłość. 
KOCHAJCIE.

kochajcie samych siebie, szanujcie siebie, wtedy łatwiej jest kochać i szanować innych.

pomyślcie, że od jutra warto byłoby wprowadzić zasadę - JEDEN DOBRY UCZYNEK DZIENNIE .


TO BARDZO  ŁATWE.


To nie muszą byś spektakularne rzeczy, nie musicie od razu przekazywać milionów na akcje charytatywne, zrób coś "na swoim podwórku" - wpuść kierowcę do ruchu (zwykła uprzejmość), napisz komuś komplement, podziękuj za coś, pomóż sąsiadce wnieść zakupy. Drobne rzeczy.

Dobro wraca. Karma wraca.

NIEŚCIE MIŁOŚĆ - KAŻDEGO DNIA



środa, 20 maja 2015

o tym jak zostałam PACEMAKERKĄ

W zasadzie, to chyba przypadkiem, jak wiele rzeczy w życiu.
Znam się z Michałem....mam poczucie, że znamy się od zawsze :)
Chyba biegowe znajomości SĄ INNE.....

W ubiegłym roku, jadąc na Rzeźnika, wystawiłam przejazd na bla bla car. Cóż się okazało. Wiozłam fotografa, który robił zdjęcia Rzeźnikom - dwóm Bartkom i mi :), wiozłam Polaka, który mieszka w Danii i przyjechał na Rzeźnika i miał biec w parze z kimś poznanym na forum biegowym (nigdy wcześniej się nie spotkali na żywo) oraz Rzeźnika, który nie miał pary i trochę w ciemno jechał z nadzieją, że znajdzie parę.  I Ta JEGO PARA - w tym roku biegnie ze mną!!!! Jak o tym myślę, to sama nie mogę uwierzyć.
Te znajomości trwają do dziś, i nasiąknięte są emocjami, jakich nie ma człowiek gdy poznaje nowe osoby np. w pracy. Dziś mogę te znajomości określić, że znamy się jak Łyse Konie. Możemy na sobie polegać.
My biegacze jesteśmy inni. Moja podróż do Gdańska na 1 PZU Maraton Gdański była w towarzystwie 4 żołnierzy. Znałam tylko jednego osobiście (przyszły Rzeźnik), reszta to byli jego koledzy. Już wieczorem siedząc obok, bez żadnych ogródek, że znamy się parę godzin, że jestem kobietą itp. słyszę plan na rano: KAWA, BANAN, KUPA. Tylko w tym środowisku można usłyszeć to w takiej formie!

ale miało być nie o tym....

Michał. Biega już trochę. Kiedyś on mnie namawiał na rower i zwiedzanie Osowej Góry....ale ja go chyba na bieganie nie namawiałam....Chyba sam zaczął. Znam kilka takich historii, że ktoś bieganie traktował jak dodatkowy trening do innej dyscypliny...np. do tenisa. Michał wcześniej chodził na siłownię i na squasha.
Truptaliśmy czasem razem po lasach powiatu bydgoskiego w trójkącie OSOWA GÓRA -
ul. KORONOWSKA -SZCZUTKI.
W City Trail na dystansie 5 km  był lepszy!
Ma za sobą już dwa półmaratony. To on powiedział mi o królewskim dystansie w Gdańsku, zapisaliśmy się jeszcze zimą.
Ja zapisałam się dlatego, żeby mieć jakiś cel do treningów, bo jak się ma cel, wtedy łatwiej się zmobilizować. Wówczas nie wiedziałam jeszcze, że dane mi będzie dostąpić zaszczytu zaistnienia na liście startowej Biegu Rzeźnika - edycja 2015.

Jednak skoro już ......to potraktowałam GDAŃSK treningowo. Miałam po prostu biec z Michałem na spokojnie.  Nasz plan był na 4:00 - 4:30.

to teraz o biegu....
po pierwsze - nie zaczynać zbyt szybko, więc biegliśmy w tempie konwersacyjnym. Michał naładowany emocjami gadał i gadał. Zabroniłam mu tracić w ten sposób siły, ucichł.
Trasa przyjemna, płaska, podbiegi tylko takie jak na podjazd na wiadukt. Największy przeciwnik - WIATR. Duża część trasy na otwartej przestrzeni z wiatrem wiejącym w twarz. W dużych powiewach to Michał ustawiał mnie za swoimi plecami by stworzyć mi korytarz powietrzny, by nie tracić tyle sił...

Mówią, że Maraton zaczyna się po 35 kilometrze. Jest w tym sporo prawdy.
Jeśli ktoś biega połówki, może sobie myśleć że Maraton to dwie połówki....ale gdyby tak było....
Michał biegł ze swoim bukłakiem, pił wtedy kiedy chciał a nie kiedy stali wolontariusze z wodopojem. Przygotowany był energetycznie przeze mnie. Żele i inne wspomagacze wypróbował na długim wybieganiu.
Podczas biegu zjadł 3 żele i dwie PowerBomby. Na trasie rozdawane były też banany. Zbawienny smak i wypełniacz gdy podczas biegu łyka się jedynie energetyki w postaci batonów i żeli.

Na biegu Rzeźnika i Chudym Wawrzyńcu najbardziej smakowały mi bułki z serem, jagodzianki, suszone owoce i pomarańcze.
NIGDY NIE JADŁAM LEPSZYCH, NIGDY ICH SMAK NIE WIBROWAŁ MI W MÓZGU.

Pierwszy kryzys przyszedł po 30 kilometrze....Michał takich dystansów nie miał za sobą.
Skurcze w łydkach i bóle. Opadał lekko z sił.
Powstał jednak. DOPÓKI WALCZYSZ - JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ.

Mimo, że sama przez jakiś czas zmagałam się z bólem biodra - jego niemoc potraktowałam jako WYZWANIE.
Pamiętam doskonale, gdy sama biegłam mój pierwszy Maraton w Krakowie. Pamiętam moje kryzysy i odcinki, gdy szłam (niektórzy nie uznają chodu w takich zawodach - maraton trzeba przebiec!)
Wiem, jak ważne było wtedy, to, że był ktoś obok, motywował, namawiał by ruszyć, wymyślał powody (powody jak przy karmieniu niejadka: "za mamusię, za tatusia....") Moje motywatory :Córka! żeby była ze mnie dumna!

Michał miał dość moich przemówień motywatorskich. "Zabiję cię" - też usłyszałam. a potem: "Acha, już nie mogę, nie dam rady, jestem słaby, Jestem Cienias" itp. (Acha - to zdrobnienie mojego imienia).

DAŁ RADĘ !!!!!


Dopóki WALCZYSZ - jesteś Zwycięzcą!


Dla mnie ten bieg był treningiem - biegło mi się super, dał nadzieję na Rzeźnika - że będzie dobrze. ŻE DAM RADĘ.
Ten bieg był też kolejnym dowodem na to, że w mojej duszy jest Pierwiastek POMAGACZA. NADAL.
Dało mi to niesłychaną satysfakcję - że razem daliśmy radę.

Michała łzy szczęścia na mecie były dowodem na to, że spisałam się dobrze.

nasze wspólne zdjęcie na mecie Michał powiesił jako tapetę na laptopie, a Neptun zawisł w honorowym miejscu.

Zostałam PACEMAKERKĄ. to cudowna rola.





niedziela, 3 maja 2015

Chciałabym.....

To, co ważne....


"Chciałabym, żeby ktoś znał mnie w całości, żeby wiedział o mnie wszystko. Że słodzenie zielonej herbaty to dla mnie niewybaczalna zbrodnia, że nie słodzę kawy. Żeby wiedział jak ogrzać moje dłonie. Żeby znał na pamięć układ pieprzyków na mojej skórze. I żeby wiedział po czym mam tę bliznę na ramieniu. Chciałabym, żeby ktoś przestudiował mnie od czubków palców stóp aż po końcówki włosów na głowie. I żeby wiedział jaki smak czekolady to mój ulubiony, chociaż przecież nie mogę jej jeść. Chciałabym, żeby istniał ktoś taki, kto będzie, kiedy będę go potrzebowała. I żeby on też mnie potrzebował. Ale przede wszystkim... Przede wszystkim chciałabym, żeby ten ktoś mnie pokochał, w całości. Razem z tymi wszystkimi pierdołami." Mikołaj Bajorek, "Bard od Siedmiu Boleści"



Ważna jest miłość, ważne jak bardzo jesteśmy WAŻNI dla samych siebie, ważne by był ktoś obok....nawet jeśli ma być na ...chwilę... bo tego nigdy nie wiadomo - na jak długo. Nawet nie wiadomo na jak długo my jesteśmy na tym świecie....




W piątek wzięłam udział w ostatnim pożegnaniu sąsiada, lat 32, w zasadzie całe życie przed nim. Nie dał rady. W domu pełnym ludzi - w obliczu trudności, zostajemy sami.
Tak dobrze go rozumiem. Tak doskonale. Tak ultra. Z empatią do granicy. Współodczuwam. Widzę.
Człowiek w takich momentach zastanawia się co WAŻNE.
Życie jest ważne.

Wstaję rano i cieszę się na nadchodzący dzień, nawet jeśli wiem, że będzie trudny, długi i ciężki.....ale zawsze czekam na elementy dnia które będą miłe, ciekawe, motywujące, podnoszące na duchu, czekam na spotkania z ludźmi, na uśmiech, na radość....


niedziela, 5 kwietnia 2015

Czarna rozpacz.....

to dlatego tak długo milczałam. Okrucieństwem byłoby Was bombardować smutkiem gdy Wielkanoc nadchodzi i większość z Was raczej czuje z tego powodu radość. 

U mnie smutek, czarna rozpacz. Biegaczka, która nie może biegać. Zrozumieć to można obrazowo tak jakby ciału zabrano tlen. Psychicznie to tak wygląda dla kogoś, dla kogo bieganie to jeden z P1 :)
PRIORYTET GŁÓWNY. Główny składnik ŻYCIA.
Mała awaria stopy. Czekam na zabieg, zatem Tych, którzy mi sprzyjają proszę o kciuki :) 

W momencie tak ważnych przygotowań do startu w Rzeźniku, to najbardziej niefortunny moment na wyłączenie się z biegania, ale któż o tym zadecydował? NIE JA.
Mój partner z Rzeźnika biega teraz wybiegania po 50 km, a to ja miałam dać mu wycisk na trasie z Komańczy do Ustrzyk.

No to koniec smutków. Trzeba wierzyć, że wrócę na ścieżki. Na razie mogę Was śledzić na endomondo :) i zazdraszczać...

Może wkrótce napiszę o tym, jak można sobie radzić z psychiką, gdy brakuje jej "tlenu"....

Wydaje mi się, że jestem twarda, że zawsze walczę do końca, że łatwo się nie poddaję....Czasem jednak bywam ULTRA - ultra wrażliwa i ultra słaba. Jak każdy. 

Oczywiście, że się nie poddam. Zaraz po usunięciu awarii będę śmigać po pagórkach. Na razie przesiadłam się na rower - by nie stracić kondycji, moc w udach nadal jest. 

W toku moich doświadczeń, nauczyłam się szukać mocy nawet tam, gdzie inni nie zaglądają. Trzeba szukać siły. Dla siebie, dla swoich dzieci...dla wartości. 
Mi nadal się chce. MIMO. 
mimo, że nikt nie patrzy, nikt nie wspiera, nikt nie mówi - Jesteś Cudowna, nikt nie mówi DASZ RADĘ ! Muszę sama.
Sama daję radę. Czekam na każdy promyk słońca. Mimo, że jestem z tych co raczej widzą szklankę do połowy pustą. Walczę. Zawsze szukam choćby najmniejszego celu, by zdobyć, by do niego dążyć, by się starać ze wszystkich sił.

Dziękuję Wam, co tu zaglądacie i mi kibicujecie i gdy się spotykamy zgłaszacie zapotrzebowanie na więcej.... bo to dla mnie ważne  - to mój "tlen".

Przesiadam się na kilka dni, może tygodni na ROWER, może znajdę więcej czasu na moje spostrzeżenia, które będą komukolwiek do czegokolwiek przydatne. Może o tej psychice ...
może o treningu..... poszukam weny :)

Tymczasem ...spędzajcie miło Święta, 
a na endo i tak gorąco od Waszych treningów :) więc widać, że spędzacie je też aktywnie

Wszystkiego dobrego.

BLISKOŚCI !



sobota, 21 marca 2015

Rzeźnik - meta

Rzeźnik - Meta

(uprzedzałam - nie będzie chronologicznie)

tak wyglądałam tuż po otrzymaniu medalu


Na mecie panuje atmosfera, którą ja określiłabym jako "zwycięzcy", czułam się jak wśród ludzi, którzy tak jak ja przeżyli jakiś kataklizm..

Zmęczenie jest ogromne. Bynajmniej ja je czułam. 
Co innego rasowi biegacze, którzy tą trasę "pykają" w 8 h - czasem nawet nie zatrzymują się na punktach, tylko lecą jak kozice.

Jak to się stało że dobiegłam?

1. po pierwsze bo w to wierzyłam. Jasne, że brałam pod uwagę to, że mogę nie dobiec - mogę mieć kontuzję (o co naprawdę łatwo, gdy biegnie się po raz pierwszy po górach), mogę nie dać rady.....

2. Kamil Leśniak i Krzysztof Dołęgowski (team inov-8)- moje motywatory. usłyszałam gdzieś na trasie, że dobiegli na 3 pozycji. To też pomogło. ONI DOBIEGLI - MI TEŻ SIĘ UDA! Bardzo im kibicuję.

3. Gdy mija się na trasie Darka Strychalskiego (Zwycięzca / The Winner) i jego kompana - Filipa Bojko i jeszcze  ETO -ich psa komandosa to naprawdę chce się biec. Z takimi ludźmi - obok. Warto poczytać o Darku - uczestnik BADWATER (http://polakpotrafi.pl/projekt/badwater ; /http://www.magazynbieganie.pl/darek-strychalski-na-badwater-relacja/ ; http://treningbiegacza.pl/zwyciezca-musi-biec-niesamowita-historia-darka-strychalskiego).

4. Tomasz Pokorniecki - znana postać z cyklu Z BIEGIEM NATURY / CITY TRAIL - jeśli mijasz tak wytrawnego biegacza (w tych zawodach była Zajączkiem), który na 70 km ma jeszcze siłę żeby pokopać sobie kamyczki na trasie, porzucać kijkiem i robić inne rzeczy, na które traci człowiek energię - wtedy zdajesz sobie sprawę jakim jesteś niedzielnym biegaczem (czyli dzieli nas przepaść jak między Krzysztofem Hołowczycem a panem w berecie, który wyprowadza auto tylko w niedziele na podróż do kościoła - dystans 1 km). Myślisz sobie jednak wtedy, że warto aspirować do grona tych najlepszych, nie dość że WARTO, to wiesz, że możesz. Oczywiście że nie będę nigdy tak wytrenowana i w takiej formie by zrobić tą trasę w 8 h ale już samo bycie na liście w wynikami z takimi ludźmi to nobilitacja.

5. trening - dobre przygotowanie, wybiegane do 100 km tygodniowo, podbiegi, cross, wszystkie elementy treningu - własnie dlatego MOŻNA dobiec do mety.

6. wsparcie - drugiej osoby z pary

7. wsparcie techniczno - energetyczne - sprzęt, energetyki, jedzenie, witaminy i minerały - o tym też kiedyś więcej napiszę

8. oddech na plecach - tych co zostali w Bydgoszczy i śledzą on-line Twoje wyniki, odrywają się od pracy by czekać na wyniki z poszczególnych punktów, czy dobiegliśmy, czy zmieściliśmy się w czasie itp. ale też myślenie o tych, co po prostu w nas wierzą i nam kibicują.
Jasne, można wrócić "na tarczy" i opowiadać że 1. to nie był mój dzień, 2. miałam kontuzję 3.pogoda nie dopisała.4,5,6,...... i milion innych powodów ,ze tym razem nam nie poszło....ale jak sobie pomyślisz, że jednak wracasz  "z tarczą" i czujesz dumę gdy opowiadasz o swojej przygodzie w Bieszczadach.....to działa. Wtedy podnosisz się i biegniesz dalej. Czuć to wsparcie na trasie, mimo, że nie masz telefonu pod ręką i włączonego FB - nie odczytujesz powiadomień, smsów.... 

9. DUMA - chce się być z siebie dumnym, chcesz zobaczyć podziw w oczach tych, którzy ci kibicowali, chcesz na mecie napisać SMS - I DID IT !!! ŻYJĘ, DOBIEGŁAM. JESTEM ZWYCIĘZCĄ.

10. Miłość - która uskrzydla, gdy masz ją  w sercu - robisz to nie tylko dla siebie, dla kogoś też, bo ona sprawia,że Ci się chce, dodaje wiary, dodaje skrzydeł - naprawdę. 

11. i jeszcze milion innych elementów sprawia, że ci się udaje - o nich będę jeszcze pisać- te powyżej wydają mi się WAŻNE.

META - wiem, że wyglądam jak zwłoki

z Darkiem Strychalskim

....tyle o mecie Rzeźnika, mam nadzieję, że czekacie na to...co było pomiędzy ZAPISAMI a metą. też opowiem.






jak zdobyłam Bieszczady


o tym jak ZDOBYĆ pakiet Rzeźnika....

Bieg Rzeźnika to nie jest bułka z masłem. W zasadzie to hardcore zaczyna się już w momencie zapisów.

zatem od początku.

Wcale nie planowałam togo dokonywać ani nawet nie zamierzałam się zmierzyć z tym dystansem. To było marzenie mojego męża. On chciał przebiec go właśnie ze mną. Mimo, że nie byłam tak wytrenowana jak on, tak doświadczona biegowo jak on, tak zdeterminowana jak on i tak systematyczna w treningach jak on. Wydawało mi się, ze ten bieg jest tylko dla tych co WYMIATAJĄ - to znaczy biegną maraton poniżej 3,30, trenują w górach, maja czas na treningi 4 - 5 razy w tygodniu itp. - słowem urodzeni biegacze. A NIE JA - biegająca rekreacyjnie, dla kondycji wegetarianka.

no to od początku.

Żeby zapisać się na Rzeźnika, trzeba :

1. mieć komputer z NASA - pakiety rozchodzą się w kilkanaście minut i liczy się szybkość procesora, łącza czy czego tam jeszcze żeby się wbić na stronę zapisów.

2. można spróbować wylicytować pakiet na aukcji,

3. jak się nie ma komputera z NASA to można jeszcze liczyć na losowanie, ale tu warunkiem jest SZCZĘŚCIE (jednak kto nie ma szczęścia w MIŁOŚCI...i nie chodzi tu o miłość do biegania),

4. poznałam w tym roku jeszcze jedną drogę zapisów - mój kolega niejaki BARTEK A. wytatuował sobie dziki - logo biegu, pokazał organizatorom podczas ultramaratonu bieszczadzkiego i został natychmiast wpisany na listę startową,

5. jest jeszcze droga pt. A NIECH SIĘ KOMUŚ PRZYDARZY KONTUZJA !!! czyli wskoczenie na miejsce kogoś kto nagle zaniemógł,

Poza tym jeszcze trzeba sporo za tę przyjemność pooglądania Bieszczad w przyspieszonym tempie - zapłacić. Znaleźć dogodne miejsce noclegowe i wstać rano na 3.30 na start.

Reszta to już z górki.....no czasem pod górkę.

O przygotowaniach do Rzeźnika to może przy innej okazji....

A jak już tam dojechaliśmy...

przygoda nr 1 - owce przechadzające się po drodze, tam drogi nie są tylko dla aut :)
przygoda nr 2 - podjazd pod schronisko - dla przeciętnego kierowcy może skończyć się spaleniem sprzęgła. DOŚĆ STROMO !!! Zatem zostawiliśmy auto w połowie podjazdu pod Schronisko pod Smolnikiem http://www.smolnik.info.pl/ i po ustawieniu auta w poprzek - udaliśmy się w pieszą wędrówkę z walizkami na górę.
Schronisko jak z innej bajki - konie, psy, fantastyczni włodarze, wspaniałe jedzenie i atmosfera domu. Nawet wstali rano żeby nam pokibicować na trasie. Dokarmiali makaronem i innymi węglowodanami. Główny zarządzający schroniskiem chodzi po polu na bosaka, na koniu jeździ na oklep i jest specyficzną odmianą wegetarianina - ma zasadę, że to co sam złowi i upoluje to może zjeść i nie przestaje być wegetarianinem. Skoro jest tyle odmian wegetarianizmu... to czemu nie taka. Moja córka też postanowiła kiedyś że będzie wegetarianką ale będzie jadła parówki ! (nie wypowiem się na temat zawartości mięsa w parówkach).

Podsumowując - schronisko pierwsza klasa - polecam.

Może przy tej okazji dam kilka wskazówek. Nie należy tam jechać na jedną noc. Na maraton to można jechać dzień przed startem. Na Bieg Rzeźnika  nie polecam. JA, człowiek z nizin...pojechałam tam upajać się tym bieszczadzkim światem na kilka dni przed startem. Aklimatyzacja. odpoczynek po podróży - to też elementy przygotowania do startu.

Więc jak już się poupajałam się widokami to Pobiegłam. Start 3.30. Ciemna noc. delikatnie w górę. po asfalcie. potem.... to już tylko .... DOBIEC !

Nasz plan był bardzo prosty - zmieścić się w limicie czasu. 16 h

Udało się.

jak to się udało?

1. trening
2. głowa
3. emocje
4. wiara.

ale o tym ...to już w kolejnym wpisie....bo to historia długa....wielowątkowa.....i obrazkowa.

XI Bieg Rzeźnika – InterRisk dla aktywnych -
Bieszczady, 20 czerwca 2014
WYNIKI OFICJALNE
widok na podwróko 

drzwi wejściowe do Schroniska

meta

widoki


barany

zwłoki na mecie - to znaczy ja zwłoki a Marcin Rosłoń - już dawno dobiegł i doszedł do siebie.
________________________________________________________________

piątek, 20 marca 2015

Dziś na blogu będzie wreszcie o tym... co mnie kręci Wiewiórka na Drzewie - Rzeźnik

20.03.2015

jestem Ultraską...
kim jestem ?

aaa chciałam zaznaczyć - ten blog nie będzie chronologiczny.

Może najpierw powinnam coś o sobie. To będzie coś z chronologii.

Jestem kobietą. Matką. Biegaczką. Psychologiem. Pedagogiem i Bizneswoman ( w tym mam najmniejsze doświadczenie). I jeszcze jestem Wegetarianką.

W zeszłym roku zostałam Ultraską. Jednak o tym to może za moment....bo zanim człowiek Wejdzie na Mount Everest to trenuje na Giewoncie.

To może dziś będzie o tym co mi bliskie i świeże w pamięci. O tym co było WAŻNE.

To takie moje podsumowanie sezonu City Trail 2014/2015


Bieganie utrzymało mnie przy życiu. To był drugi element mojego życia (pierwszym jest moja najcudowniejsza córka), który powodował że chciało mi się żyć. Rano wstać i działać.

Była jesień - w moim życiu rozstąpiła się ziemia. 
Silne emocje. Rozstanie. Depresja. Anemia kwalifikująca się na odpoczynek w szpitalu. Spadek wagi o 8 kg w ciągu 1,5 miesiąca. Trudny okres. Mogę powiedzieć teraz, że wiem na pewno, że gdyby nie moje treningi - dziś nie pisałabym tego bloga.

Michał - trener drużyny RUN Bydgoszcz i cała rzesza ludzi, która razem ze mną trenowała w tym sezonie - wszyscy, każdy z osobna, z różnym wkładem przyczynili się do tego, że nadal JESTEM.
Bieganie daje siłę. Wspólnie bieganie z fantastycznymi ludźmi daje MEGA POWER. Żadne odżywki i żele energetyczne tego nie dadzą.

To był sezon bez życiówki na 5 km. Forma spadła zbyt mocno. Cieszę się nawet, bo dzięki temu wiele osób miało satysfakcję, że mnie wyprzedziło. To miłe uczucie. Naprawdę. Dałam ludziom radość.
Dystans 5 km nie jest moim ulubionym dystansem. Nie lubię takiego tempa, tak sprężonego wysiłku. Lubię delektować się tą aktywnością.  Pierwsze moje zawody na 5 km  to Bieg Św Dominika w Gdańsku, pobiegłam ten dystans po zaledwie miesięcznym trenowaniu.

W najlepszym z możliwych momentów tego sezonu zadzwonił mój przyjaciel - też Rzeźnik / Ultras nad Ultrasy- Klaudiusz. Oddał mi swoje miejsce w parze w Biegu Rzeźnika. Nie mogłam spać przez dwie doby z emocji. To spowodowało, że mam kolejny cel. Chcę wstawać rano, biegać, trenować i nie zawieść partnera biegu.

Wracając do biegów w Cyklu City Trail - traktuję je jako trening, zawsze mam ochotę zrobić życiówkę - ale świadoma jestem ograniczeń, wynikających ze zdrowia, aktualnego stanu psychicznego i aktualnej formy. Na niektóre z tych rzeczy mamy wpływ, na inne nie. Taka jak ja nie miałam wpływu na to, że zupełnie zanikł apetyt. Wielotygodniowa wegetacja na jabłkach i kawie  dała efekt w postaci spadku formy i spadku kilku kilogramów.

Nie mam ogromnego doświadczenia biegowego, biegam trzeci rok.
Pierwszy maraton pobiegłam po 9 miesiącach trenowania.
W roku 2014 - BIEG RZEŹNIKA i CHUDY WAWRZYNIEC. 77 i 85 Km Bieszczady i Beskid Żywiecki.
Już wiem - nie tylko nogi niosą biegacza. Osobiście uważam, że w równym stopniu co wytrenowanie, o powodzeniu w zawodach, decyduje głowa. Zachowane obrazki. Emocje. Czyjeś wsparcie. Wiara, że się uda. Wiara w siebie.

Na trasie z Komańczy  do Ustrzyk Górnych jest niejedna górka. Jednak jeśli wiesz, że na szczycie jest nagroda - nogi niosą. Po każdym wzniesieniu masz prawo spodziewać się nagrody - tą nagrodą w tych zawodach jest zbieg. Jest po to by odpocząć, Nabrać sił.

Moje życie było bardzo pod górkę.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi na nią się wspiąć.

Dziękuję Grupie Run Bydgoszcz, która utrzymała mnie przy życiu.

<3

następnym razem już będzie o byciu ultraską, o tym, że Ultra w moim życiu jest dużo.... bo jestem też ultra - wrażliwa i bardziej doświadczam życie - te dobre i te gorsze momenty, emocje, stany....

ale powoli....

a dla tych co czekają na moją opowieść o przygodzie z Rzeźnikiem mam to:

https://www.youtube.com/watch?v=sfmvNYx4ckQ



 TRENEIRO Michał 
oraz SZEF zmieszania pod tytułem City TRAIL

osobistości kategorii K30

szlak City Trail Bydgoszcz


https://www.youtube.com/watch?v=sfmvNYx4ckQ

czwartek, 19 marca 2015

20.03.2015 r.

Zaczynam.
5 czerwca 2015 roku znów zmierzę się sama ze sobą. Pobiegnę Rzeźnika.
od jutra zaczynam nowe życie...

podzielę się z Wami moimi treningami, przygotowaniami do startu i moim życiem.

Czasem - jak w drodze z Komańczy do Ustrzyk Górnych - jest stromo pod górę, czasem nogi same niosą....

Czasem też świeci słońce.

a czasem nadchodzi nagroda - za trud wspinaczki, za pot i łzy, za zdarte pięty - bywam czasem na szczycie. Piękne widoki na przecudowne, ezoteryczne Bieszczady....

o tym będzie ten BLOG - o tym jak moje życie nabrało sensu.

Witajcie wszyscy, którzy tu zajrzycie.